Z br. Marianem Markiewiczem, kierowcą ks. kard. Karola Wojtyły, rozmawia Mariusz Talarek.
Kiedy spotkał się Brat z Kardynałem owego pamiętnego października?
3 października przyleciał do Rzymu na pogrzeb Jana Pawła I. Odebrałem go z lotniska Fiumicino i zawiozłem prosto do bazyliki św. Piotra, gdzie na katafalku wystawione było ciało zmarłego papieża. Tam długo się modlił. Stamtąd udaliśmy się do Polskiego Kolegium Papieskiego, gdzie rezydował podczas swoich rzymskich pobytów.
Jak wyglądały ostatnie chwile przed konklawe?
Podczas uroczystości żałobnych odbywają się liczne spotkania kardynałów, zarówno rano jak i po południu. Na spotkania, wraz z ówczesnym sekretarzem ks. Stanisławem Dziwiszem, odwoziłem Kardynała i czekałem na niego. 13 października otrzymaliśmy informację, że bp Andrzej Deskur, przyjaciel Kardynała, zachorował. Udał się więc śpiesznie w odwiedziny do niego na Watykan. To uczyniło go jakimś bardziej zamyślonym.
Tego dnia również odbyła się ostatnia msza święta kardynałów do Ducha Świętego o wybór nowego papieża. Po powrocie do domu Kardynał, jak zawsze w takiej charakterystycznej sobie gwarze góralskiej, zwrócił się do mnie: „Marianku, a ostrzygł byś mnie, żebym jakoś wyglądał na tym konklawe?”. Ostrzygłem. Włosy Ojca Świętego przechowuję do dzisiaj i mam je jako relikwie.
Czy już wtedy Brat odczuwał, że ma do czynienia z przyszłym papieżem?
To „coś”, że dzieje się coś innego, można było już odczuć w sierpniu podczas minionego konklawe po śmierci Pawła VI. Jednak ten przyjazd październikowy był jeszcze inny. Od momentu, kiedy odebrałem go z lotniska, poprzez cały ten czas pobytu zachowanie Kardynała było inne. Był bardziej zamyślony, bardziej rozmodlony. Zazwyczaj, jak ktoś w Kolegium wchodził do kaplicy, to reagował i gestem ręki dawał znak, że pozdrawia, że widzi – siadał zawsze w ostatniej ławce bez oparcia, klęczał. A tym razem był bardzo skupiony, jakby był i jakby go nie było. Nie reagował na przychodzących do kaplicy. Zatopiony był w modlitwie z głową ukrytą, opartą o ręce na łokciach. Jakby zastygły.
Jak wyglądał dzień rozpoczęcia obrad konklawe?
14 października po rannych przygotowaniach, po obiedzie pojechaliśmy – Kardynał, ks. Dziwisz i ja do kliniki Gemelli, do bp. Deskura. Kardynał porozmawiał o stanie zdrowia z lekarzami. Stamtąd zawieźliśmy go do Watykanu. Kardynał w mieszkaniu bp. Andrzeja przebrał się w strój kardynalski i podjechaliśmy pod bramę konklawe. W tym miejscu się rozstaliśmy. Jak się okazało, został tam już na stałe, a moja rola się zakończyła.
Kiedy Brat osobiście spotkał się już z papieżem Janem Pawłem II?
Następnego dnia po wyborze. Ksiądz Dziwisz przyjechał do Kolegium i polecił, żebym przygotował samochód. Trzeba było spakować rzeczy Ojca Świętego i zawieźć do Watykanu. Pojechaliśmy we trzech: ks. Józef Michalik, ksiądz sekretarz i ja. Zawieźliśmy windą walizki do papieskiego apartamentu. Gdy dotarliśmy, Ojciec Święty był w kaplicy. Poszliśmy tam. Nogi mieliśmy drżące, bo gdzie nam chodzić po papieskich apartamentach… Zobaczyliśmy papieża modlącego się brewiarzem. Uklęknęliśmy na progu kaplicy, bo z wrażenia nie mieliśmy śmiałości iść dalej. Przyszedł ksiądz sekretarz i nas ośmielił, żebyśmy podeszli bliżej i się przywitali. Podszedłem do Ojca Świętego i z góralska, z akcentem odważyłem się: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a Ojciec Święty równie z gwarą „Na wieki wieków! Co, że się tak po nocy włóczycie?” – pytał. „A no przyszliśmy Ojca Świętego odwiedzić…” – odpowiedziałem, a on na to: „No to jak żeście przyszli, to chodźcie, to może jako razem w tej chałupie nie zginiemy…”. Zamknął brewiarz, wstał i poszliśmy razem zwiedzać apartamenty papieskie.
Czyli w takim normalnym kontakcie niewiele się zmieniło?
Pytają mnie często, jak odbierałem Jana Pawła II z jego pierwszych lat pontyfikatu, a jak z późniejszych. On się nie zmienił. Był taki jak w czasach, kiedy był kardynałem. Tak samo każdego szanował jako Gospodarz Watykanu. Jego wielkość była w tej normalności. Często na widok odwiedzających uśmiechał się, więc człowiek podchodził do niego jak do ojca.
Mija 40 lat. Czy Brata wspomnienia o Ojcu Świętym zacierają się, czy wręcz przeciwnie, bardziej o nim pamięta?
Ja z nim codziennie dyskutuję.
Dyskutuję?
Tak. Jakby to powiedzieć po góralsku – swarzę się z nim. Jak tylko zmarł, to już się nie modliłem za niego, ale do niego i tak już mi zostało od dnia śmierci. Ci, którzy wiedzą, że się z nim znałem, czasami przychodzą i proszą, żebym pomodlił się w ich sprawie. Mówią, że mnie wysłucha, bo byłem tak blisko…
Wysłuchuje?
Wysłuchuje
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Dobre Nowiny